Droga benedyktyńskiego oblata
W Regule Mnichów” napisanej przez św. Benedykta w VI wieku, jak i w Drugiej Księdze Dialogów” św. Grzegorza Wielkiego, czytamy o dzieciach, które rodzice oddawali do klasztoru, poświęcając je Bogu. Akt ten określano łacińskim słowem oblatio” – tzn. oddanie, ofiarowanie, poświęcenie. Jeśli ktoś z możnych ofiaruje swego syna Bogu w klasztorze, a chłopiec jest małoletni, rodzice sami napiszą prośbę, o której wyżej mówiliśmy. Następnie zawiną ten dokument i rękę chłopca razem ze swoim darem w obrus ołtarza i tak go ofiarują (…). W podobny sposób niech postępują także ludzie ubożsi. Kto zaś w ogóle niczego nie posiada, niech po prostu napisze prośbę i wraz z darem ofiaruje syna w obecności świadków. (RB 59,1-2.7-8). Czy to znaczy, że dzisiaj oblatami benedyktyńskimi są dzieci? Otóż nie. W miarę upływu wieków, oblacja zaczęła oznaczać akt oddania, mocą którego mężczyźni i kobiety ofiarowywali siebie samych klasztorowi, poddając się przy tym kierownictwu duchowemu opata, czy też tego, którego on do tej posługi wyznaczył.
W ten sposób powstała duchowość ludzi żyjących w świecie, którzy jednak opierają swój styl życia chrześcijańskiego na pełnej mądrości i wewnętrznej harmonii Regule św. Benedykta.
Przez drogę oblacji, chrześcijanin oddaje się Bogu i włącza się do konkretnej rodziny benedyktyńskiej, choć w inny sposób niż w przypadku braci składających śluby. Zewnętrznie nic się w jego życiu nie zmienia. Pracuje, tam gdzie pracował, żyje z tymi ludźmi, z którymi żył. Nie dostaje habitu, ani żadnego innego odznaczenia”, ale jego życie ma być odtąd przepełnione, podobnie jak życie braci w klasztorze, duchem ładu i pokoju charakterystycznym dla św. Benedykta. Oblacja ma mu być pomocą w ciągłym uświadamianie sobie łaski konsekracji wynikającej z chrztu.
Oblatem może być człowiek świecki, mężczyzna czy kobieta, tak stanu wolnego, jak i żyjący w małżeństwie. Drogę życia oblackiego może również podjąć kapłan diecezjalny, który pozostając w swoim środowisku, znajduje – przez złączenie ze wspólnotą klasztoru benedyktyńskiego – pomoc w kierowaniu swojego życia zgodnie z duchem Reguły św. Benedykta.
Osoby wybierające taką drogę są zapraszane do podejmowania nieustannych wysiłków, by odpowiadać na wezwania Boże do pełni ewangelicznej świętości, do bardziej konsekwentnego szukania Boga”. Oblata ma charakteryzować stałość, rozumiana jako ewangeliczna cnota wytrwałości.
Przez wzajemne wspieranie się, pomoc, oblaci wypracowują w sobie styl życia, który zapewnia promieniowanie duchowości benedyktyńskiej poza klasztor, tam gdzie sami bracia mogliby nigdy nie dotrzeć. Dają przez to świadectwo wartości życia benedyktyńskiego.
Oblaci – między sobą i z klasztorem – tworzą więzi oparte na braterskiej przyjaźni, a przez nie wyrabiają w sobie delikatność serca, którą ma się odznaczać każdy z członków wspólnoty benedyktyńskiej.
Na drodze życie oblata nie może zabraknąć wsłuchiwania się w słowo Boże, pełnego uczestnictwa w sakramentalnym życiu Kościoła oraz modlitwy osobistej.
Nasz klasztor jest otwarty na przyjmowanie osób świeckich jak i kapłanów do naszej rodziny duchowej. Realizuje się to przez uczestnictwo w życiu modlitwy w mocnej więzi z klasztorem.
Świadectwa naszych oblatów
Sięgam pamięcią wstecz o jakieś dwadzieścia kilka lat. Pierwsze poszukiwania „czegoś więcej”. Spotkania w Duszpasterstwie Akademickim, wspólne modlitwy. Ważne rozmowy, ważne postanowienia ale też i poważne błędy. Potem małżeństwo, macierzyństwo i kołowrotek: praca, dzieci, dom. Brakuje czasu ma wyciszenie, modlitwę. Praca na zmiany, częste choroby dzieci, szczególnie jednego z nich. Potem wypowiedź lekarza pediatry: „Dziecko nie nadaje się do żłobka. Należy koniecznie zmienić miejsce pobytu, wyprowadzić się na tereny ekologicznie czyste”.
Podejmujemy wyzwanie. Pamiętam naszą motywację – jeśli to dla dobra dziecka, to OK, ale może i nasze życie będzie inaczej wyglądać, szczególnie to duchowe…
Po tygodniu od przeprowadzki dowiedzieliśmy się, że nieopodal nas znajduje się Klasztor Benedyktynów. Poznaliśmy o. Ludwika, który przyjął nas z otwartym sercem. Zaczęła się „terapia rodzinna”. Dzieci leczył klimat gór opawskich, a nas rodziców klimat benedyktyńskiego klasztoru. Wspólne Eucharystie, nieszpory, intencje, rozmowy, rekolekcje. Wspólnota nie tylko na płaszczyźnie duchowej ale i ludzkiej – dzieliliśmy razem radości, troski, świętowaliśmy razem (np. niezapomniane Wigilie). Czuliśmy się rodziną. Wtedy o. Ludwik ukazał nam możliwość pięknej drogi – oblatura benedyktyńska. Było to ukoronowanie i przypieczętowanie tej nadprzyrodzonej rzeczywistości. Dnia 8 grudnia 1993 roku w święto Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny złożyliśmy przyrzeczenia oblackie.Oblaci małżonkowie
Już po kilku przyjazdach do Biskupowa wiedziałem (a właściwie czułem), że możliwość bycia tutaj będzie dla mnie bardzo ważna. Klasztor benedyktynów pojawił się w moim życiu równocześnie z nowym miejscem, w którym przyszło żyć mojej rodzinie. Pan Bóg postawił nas w miejscu, w którym z jednej strony trzeba było żyć i pracować zupełnie normalnie, ale było też to miejsce bardzo specyficzne i z niecodziennymi wyzwaniami. Okazało się że bywa to dla mnie niezwykle trudne. Nowa praca, nowy dom, nowe środowisko. Do tego jeszcze Pan Bóg zaczął wyraźnie pokazywać mi (przez różnych ludzi i wydarzenia) prawdę o mnie samym. Właśnie wtedy powiedziano mi o benedyktynach w Biskupowie i zrozumiałem, że jeśli Bóg nas czymś doświadcza, to daje też łaskę, aby to doświadczenie dobrze przeżyć. Przez częste rozmowy z o. Ludwikiem, później z o. Sławomirem i innymi braćmi, mogłem zrozumieć, że wszystko, co się dzieje obok mnie i we mnie może prowadzić do Boga. Często sam przyjazd tutaj pomagał mi „wrócić do życia”, pomagał na nowo wprowadzić pokój do serca.
Drugie „imię” mojej oblatury jest takie, że właśnie ona zrodziła i wzmacnia pragnienie serca: pragnienie coraz większej bliskości Boga, pragnienie bycia lepszym mężem, pragnienie bycia lepszym ojcem, wreszcie pragnienie budowania wspólnoty (małżeństwo, rodzina, przyjaciele) opartej na miłości wzajemnej. Jak to wszystko wychodzi? Nie do mnie należy oceniać. Do mnie należy tylko ciągle na nowo pragnąć być lepszym człowiekiem.Mirek, oblat